I to bardzo spóźniony.... ale ostatnio tyle się działo, że nawet nie wiem kiedy minął mi październik, a później listopad.... W pracy - inwentaryzacja biblioteki, zdrowotnie - dałam się pokroić i pozszywać, ale na szczęście okazało się, że to tylko włókniak. Choć muszę się przyznać,że te kilka tygodni oczekiwania na wynik było dla mnie męczące. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło :) Pod koniec października bawiliśmy się fantastycznie na weselu kuzyna :) Ale i tak chyba najlepiej było na zjeździe w Ustroniu :)
Taki baner witał nas przy wejściu do Tulipana :) W tym roku mieszkałyśmy - ja, moja mama i ciocia - w Magnolii. Do Ustronia jechałyśmy w piątek w deszczu, wieczorem trochę się przetarło. W sobotę i niedzielę było słonecznie choć trochę wietrznie. Rano budziły nas takie widoki:
W obu ośrodkach, w których odbywał się zjazd została również zorganizowana wystawa naszych prac. Były tam nie tylko obrazy krzyżykowe (w tym również moja Wiktoriańska Dama ;))
W osobnych gablotach można było zobaczyć przepiękną biżuterię zrobioną z tysięcy maleńkich koralików. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa naszyjniki: sutaszowy, a także koralikowy z przepięknym irysem autorstwa Weraph
Wujek Przyroda i Ciocia Mery pokazali prawdziwe cuda :)
Również na stoiskach naszych Sponsorów można było zobaczyć zachwycające rzeczy:
- na stoisku DMC królowało zpagetti ;)
- Needle&Art - tu zauroczyły mnie scrapowe prace :)
- na stoisku Osikowej Doliny zachwycił nas stroik, który niestety nie był na sprzedaż... :(
Obowiązkowym punktem każdego zjazdu są oczywiście warsztaty. W tym roku zdecydowałam się na dwa "pojedynki" ;)
ze zpagetti - co skończyło się wykonaniem przeze mnie torebki :)
na koralikowych zajęciach z Weroniką-Weraph wyplotłam sobie kolczyki z kryształami Swarovski:
A w niedzielę trafiłam na "pokaz" scrapbookingu, podczas którego bawiłyśmy się tworząc z dostępnych materiałów karteczki :)
(moje dwie to te z napisem Love oraz 100% fun)
Tymczasem moja mama i ciocia "kręciły i plotły" na warsztatach z Wujaszkiem Przyrodą z papierowej wikliny :) Skończyło się tym, że teraz obie nie mogą przestać kręcić :D :D :D
A teraz wszystkie nie możemy się już doczekać kolejnego Zjazdu :D :D
Ps.
Może to zboczenie zawodowe, ale kiedy przy drzwiach do jadalni w Magnolii zobaczyłam ten przepiękny fortepian - nie mogłam mu się oprzeć! :D :D Jest mi tylko ogromnie smutno, ponieważ on tam tylko stoi i niszczeje. Wygląda na to, że jest traktowany troszkę, jak taki zbędny "mebel", z którym nie za bardzo wiadomo co zrobić.....
Cuda i cudeńka w tym Ustroniu :-) Fajny wypad.
OdpowiedzUsuńA fortepian cudowny, zawsze marzyłam o takim, albo o starym pianinie. Pozdrawiam :-)
też mam podobne wspomnienia z wyjazdu do Ustronia:)- a gdzie relacja z warsztatow?:)
OdpowiedzUsuńPiękne prace. Było co podziwiać.
OdpowiedzUsuńPrzepiękne prace :) Było co oglądać :)
OdpowiedzUsuń