I znów mam zaległości... Tym razem naprawdę spore.... Ale tak to już w moim przypadku jest, że czerwiec i lipiec to dość gorący okres. W tym roku poza przygotowaniem egzaminów, arkuszy ocen, świadectw, sprawozdań i arkuszy ocen, czyli sprawami zawodowymi miałam również częste wizyty u weterynarza. Jeden z moich sąsiadów postrzelił z wiatrówki Pluszaka. Bidak dostał tak nieszczęśliwie, że śrut trafił w kręgosłup. Kiedy doczołgał się do domu (bo od "pasa" w dół był sparaliżowany) rozryczałam się i nie mogłam się uspokoić. Na początku myślałam, że ktoś go albo potrącił samochodem albo potraktował jakimś kijem, kiedy Pluszak dobierał się do oczka wodnego. Dopiero weterynarz po zrobieniu zdjęcia powiedział mi, a potem pokazał, że tuż przy kręgosłupie jest kawał śrutu. Spowodowało to poważne podrażnienie nerwów, przez co kociak nie miał władzy nad tylną częścią ciała. Po dość długiej terapii, Pluszak może już chodzić, choć prawą tylną łapę wciąż stawia z takim... wahaniem. Nie może również skakać i czasem jak się zdenerwuje i zaczyna machać ogonem na boki to mu się tylne łapy rozjeżdżają. Teraz to wygląda trochę komicznie, ale wtedy nie było nam do śmiechu.
Po tych dwóch zwariowanych miesiącach udało się trochę odpocząć. Wyjechałam do Sandomierza, a w zasadzie pod Sandomierz. :) Najmłodszy brat mojej mamy przeniósł się z rodziną do Sokolników. To taka całkiem spora wieś na obrzeżach Sandomierza. Co prawda Ojca Mateusza nie udało nam się spotkać :) za to samo miasto zrobiło na mnie duże wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę :)
Do Starego miasta weszliśmy przez Bramę Opatowską :)
Oczywiście musieliśmy :) się wdrapać na górę, a tam.... Przepiękna panorama miasta! :)
Wędrowaliśmy również po rynku....
Dotarliśmy do Zamku. Na jego dziedzińcu można nie tylko podziwiać piękny widok na Wisłę. Znajdują się tam również miniatury kilku najważniejszych sandomierskich zabytków.
Dom Długosza
Ratusz
Kościół Św. Jakuba (w którego wnętrzu, a dokładniej w posadzce, znajduje się odcisk miecza Krzyżowca)
Zamek Kazimierzowski
Niestety w czasie kiedy my tam byliśmy, wiele z tych zabytków było zamkniętych dla zwiedzających, ale olbrzymią przyjemność sprawiały nam już same spacery uliczkami Sandomierza. Obejrzeliśmy miecz Krzyżowca w Kościele Św. Jakuba, a później zawędrowaliśmy do Wąwozu Św. Jadwigi Królowej. Marsz pośród korzeni drzew.... Coś niesamowitego!!!! :D
Wieczór przed naszym wyjazdem był szary, ponury i pochmurny. Na szczęście tuż przed zachodem słoneczko przebiło się przez chmury i zobaczyliśmy tęczę :D Piękne "pożegnanie" ze strony przyrody :)
Mam tylko nadzieję, że za rok uda nam się znów tam pojechać :)
Sandomierz jest bajeczny, potwierdzam :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam Cię do mojej zabawy. Pozwoliłam sobie nominować Twój blog. Pozdrawiam Iza
OdpowiedzUsuńBiedny Pluszak, ale mi go szkoda, współczuję Wam bardzo tego co przeżyliście :-( Dobrze, że kotek wrócił choć do względnego zdrowia. Sąsiad niech siebie śrutem puknie w głowę, może mu się klepki poprzestawiają na właściwe miejsce.
OdpowiedzUsuńW Sandomierzu najbardziej lubię właśnie wąwóz Jadwigi. Pozdrawiam i głaski dla kotków wysyłam.
Dziękuję w imieniu Pluszowego :) Głaski przekazane a w odpowiedzi usłyszałam takie mruczando, że HO!!! HO!!! :)
UsuńPiękne zdjęcia i widoki :)
OdpowiedzUsuń