sobota, 14 grudnia 2013

Spóźniony post październikowy

I to bardzo spóźniony.... ale ostatnio tyle się działo, że nawet nie wiem kiedy minął mi październik, a później listopad.... W pracy - inwentaryzacja biblioteki, zdrowotnie - dałam się pokroić i pozszywać, ale na szczęście okazało się, że to tylko włókniak. Choć muszę się przyznać,że te kilka tygodni oczekiwania na wynik było dla mnie męczące. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło :) Pod koniec października bawiliśmy się fantastycznie na weselu kuzyna :) Ale i tak chyba najlepiej było na zjeździe w Ustroniu :)
Taki baner witał nas przy wejściu do Tulipana :) W tym roku mieszkałyśmy - ja, moja mama i ciocia - w Magnolii. Do Ustronia jechałyśmy w piątek w deszczu, wieczorem trochę się przetarło. W sobotę i niedzielę było słonecznie choć trochę wietrznie. Rano budziły nas takie widoki:
W obu ośrodkach, w których odbywał się zjazd została również zorganizowana wystawa naszych prac. Były tam nie tylko obrazy krzyżykowe (w tym również moja Wiktoriańska Dama ;))
W osobnych gablotach można było zobaczyć przepiękną biżuterię zrobioną z tysięcy maleńkich koralików. Największe wrażenie zrobiły na mnie dwa naszyjniki: sutaszowy, a także koralikowy z przepięknym irysem autorstwa Weraph
Wujek Przyroda i Ciocia Mery pokazali prawdziwe cuda :)
Również na stoiskach naszych Sponsorów można było zobaczyć zachwycające rzeczy:
- na stoisku DMC królowało zpagetti ;)
- Needle&Art - tu zauroczyły mnie scrapowe prace :)
- na stoisku Osikowej Doliny zachwycił nas stroik, który niestety nie był na sprzedaż... :(
Obowiązkowym punktem każdego zjazdu są oczywiście warsztaty. W tym roku zdecydowałam się na dwa "pojedynki" ;)
ze zpagetti - co skończyło się wykonaniem przeze mnie torebki :)
na koralikowych zajęciach z Weroniką-Weraph wyplotłam sobie kolczyki z kryształami Swarovski:
A w niedzielę trafiłam na "pokaz" scrapbookingu, podczas którego bawiłyśmy się tworząc z dostępnych materiałów karteczki :)
(moje dwie to te z napisem Love oraz 100% fun)
Tymczasem moja mama i ciocia "kręciły i plotły" na warsztatach z Wujaszkiem Przyrodą z papierowej wikliny :) Skończyło się tym, że teraz obie nie mogą przestać kręcić :D :D :D

A teraz wszystkie nie możemy się już doczekać kolejnego Zjazdu :D :D

Ps.
Może to zboczenie zawodowe, ale kiedy przy drzwiach do jadalni w Magnolii zobaczyłam ten przepiękny fortepian - nie mogłam mu się oprzeć! :D :D Jest mi tylko ogromnie smutno, ponieważ on tam tylko stoi i niszczeje. Wygląda na to, że jest traktowany troszkę, jak taki zbędny "mebel", z którym nie za bardzo wiadomo co zrobić.....

czwartek, 3 października 2013

Książeczkowo :D

Iza z bloga Happy Hosewife zaprosiła mnie już jakiś czas temu do polecenia ulubionych książek. Przyznam, że było to dla mnie trudne zadanie.... Uwielbiam czytać, kocham książki i ogromnie trudno było mi wskazać, które są moimi ulubionymi...


Od dziecka zaczytuję się w książkach Lucy Maud Montgomery. Po cała serię "Ani z Zielonego Wzgórza" i "Emilki" sięgam już któryś raz i pewnie sięgnę jeszcze wiele razy.

"Polyanna" Eleanor H. Porter pozostała ze mną na całe życie. Wszystko przez "grę w radość", czyli wynajdywanie nawet w najtrudniejszych i najgorszych sytuacjach pozytywów i radości. Często pomaga mi to utrzymać się w tzw. pionie w chwilach, kiedy wydaje się, że już może być tylko i wyłącznie gorzej.

Ponad to zaczytuję się w książkach:
- Nory Roberts - uwielbiam w niej to, że w lekki i przyjemny dla czytelnika sposób potrafi połączyć romans z sensacją, odrobiną pikanterii i szczyptą humoru, i jeszcze z całą masą fantastycznych emocji;
- Tess Gerritsen - nie mogę się oderwać od jej trzymających w napięciu od pierwszej do ostatniej strony thrillerów medycznych;
- Jodi Picoult - jej książki poruszają mnie za każdym razem realizmem i zmuszaniem do zadawania sobie trudnych pytań oraz zachęcaniem do odnajdywania na nie odpowiedzi;
- Alex Kavy - Autorka tworzy świat mrocznych zbrodni, tajemniczych, a jednocześnie dokonanych z okrucieństwem płynącym z najciemniejszych sfer ludzkiej natury. Te dwa czynniki wydają się zresztą w pisarstwie Kavy najważniejsze – zbrodnia i natura ludzka – groza i psychologia. Pisarka nie ukrywa, iż najsilniej fascynującym ją zagadnieniem jest mechanizm, który powoduje, że człowiek przekracza granicę zła. kreując fikcję otwarcie przyznaje się do korzystania z realnych zdarzeń, do inspirowania się postaciami prawdziwych zabójców. Czasem „z życia” wzięty jest główny wątek – sama zbrodnia, czasem zaś jedynie detal, wokół którego rozwija się wątek fabuły;
- Dana Browna - zaczęło się od "Kodu Leonarda Da Vinci", potem były kolejne jego książki, a teraz już się nie mogę doczekać kiedy wpadnie w moje łapki jego najnowsze dziecko :D "Inferno".


Żeby jednak nie było, że czytam tylko literaturę "obcych" autorów, muszę powiedzieć, że spośród polskich autorów oczarowali mnie szczególnie:
- Katarzyna Michalak - której książki mogłabym czytać wciąż i wciąż (o czym zresztą już pisałam)
- Anna Ficner-Ogonowska - dziękuję jej ogromnie za ...szczęście... tak bardzo potrzebne nam wszystkim :)
- Grażyna Jeromin-Gałuszka - dlaczego tytułowa Magnolia nie istnieje naprawdę? :)
- Maria Nurowska - jej "Drzwi do piekła" i "Dom na krawędzi" wstrząsnęły mną do głębi...

A kilka miesięcy temu odkryłam książki różnych autorów, które Wydawnictwo NASZA KSIĘGARNIA wydaje pod wspólną nazwą Babie lato. Jeśli lubicie książki pełne uczuć, humoru i spojrzenia na świat i codzienność z przymrużeniem oka - polecam gorąco!!! :D Ja jak na razie przeczytałam: "Przebudzenie" Katarzyny Zyskowskiej-Ignaciak, "Nie licząc kota, czyli kolejną historię miłosną" i " Nalewkę zapomnienia" Kasi Bulicz-Kasprzak. Na półeczce czeka jeszcze "Zielone jabłuszko" Izabeli Sowy oraz "Zemsta" Małgorzaty Maciejewskiej. Będą musiały jednak jeszcze chwilę poczekać ponieważ właśnie zaczęłam czytać pierwszą część trylogii Carlosa Ruiza Zafona o Cmentarzu Zapomnianych Książek - "Cień wiatru".



Zgodnie z wytycznymi Izy do zabawy zapraszamy pięć blogów i podajemy dalej swoje zaproszenia z olinkowanym banerkiem:


Do zabawy zapraszam:
1) wilddzikowo
2) mamuska73
3) cichy zakątek
4) Sabinkę
5) Joannę z Wrzosowej Polany

Pozdrawiam cieplutko! :D

poniedziałek, 9 września 2013

Pożegnanie z................... Afryką????

Sporo się ostatnio u mnie działo. Głównie robótkowo, trochę zdrowotnie, ale nie o tym ma być mój post. Odpowiadając na pytanie zawarte w tytule.... Nie żegnam się z Afryką (choć jeszcze mnie tam nie zawiało, ale kto wie? może kiedyś??) tylko z moim autkiem.... Był to Volkswagen II rocznik 1990-1991. Przeżył z całą moją rodzinką bardzo dużo. Rodzice kupili go kiedy moja mama robiła prawo jazdy. Kolejny był mój tato. Potem "golfik" wpadł w moje łapki i..... przetrzymał moje wielokrotne próby ruszania, jazdy po łuku i pod górkę, różnorakie (czasem udane a czasem nie :)) parkowania przodem lub tyłem, a także niecodzienną próbę wjechania tyłem pod wał przeciwpowodziowy :) Skończyło się zerwanym tłumikiem :D :D :D No cóż..... Kobieta za kółkiem jest ponoć zdolna do wszystkiego :D To w tym autku po raz pierwszy w życiu złapałam gumę i miałam okazję zmieniać koło :) Ech... Przejechał z nami wiele kilometrów dróg równych, a częściej dziurawych ;) Po ostatnich awariach okazało się, że żeby go doprowadzić do ładu trzeba by w niego "włożyć" więcej niż on sam jest wart. Dlatego postanowiliśmy go wysłać na zasłużoną samochodową emeryturę i właśnie dziś dostaliśmy "Zaświadczenie o demontażu pojazdu" :) Jak to poważnie brzmi :D :D :D A chodzi po prostu o kasację ;) Tak wyglądał nasz "czołg" tuż przed odebraniem go przez firmę WIGMET do skasowania:

Jako że mam słabość do Volkswagenów to nie mogłam się oprzeć kolejnemu z nich i od teraz jeżdżę wciąż Golfem tylko teraz "troszkę dłuższym". Niestety troszkę się jeszcze wstydzi i nie chciał ładnie się ustawić do zdjęcia, ale mam nadzieję, że wkrótce nadrobi zaległości ;)

czwartek, 22 sierpnia 2013

Dobro zawsze do nas wraca :)


Wszystko zaczęło się w marcu podczas corocznego, ogólnopolskiego konkursu, organizowanego przez szkołę w której pracuję. Poza przesłuchaniami konkursowymi odbywają się także wystawy instrumentów. Podczas tegorocznej edycji konkursu pomogłam jednemu z wystawców rozwiązać pewną niemiłą dla niego sprawę. Tymczasem dziś dowiedziałam się, że w sobotę (tak twierdzą lekarze) ma mu się urodzić córeczka. I razem z żoną postanowili, że Maleńka zostanie moją imienniczką :D Nawet sobie nie wyobrażacie jak mi się miło w serduchu zrobiło :)


wtorek, 13 sierpnia 2013

W Sandomierzu pięknie jest! :D

I znów mam zaległości... Tym razem naprawdę spore.... Ale tak to już w moim przypadku jest, że czerwiec i lipiec to dość gorący okres. W tym roku poza przygotowaniem egzaminów, arkuszy ocen, świadectw, sprawozdań i arkuszy ocen, czyli sprawami zawodowymi miałam również częste wizyty u weterynarza. Jeden z moich sąsiadów postrzelił z wiatrówki Pluszaka. Bidak dostał tak nieszczęśliwie, że śrut trafił w kręgosłup. Kiedy doczołgał się do domu (bo od "pasa" w dół był sparaliżowany) rozryczałam się i nie mogłam się uspokoić. Na początku myślałam, że ktoś go albo potrącił samochodem albo potraktował jakimś kijem, kiedy Pluszak dobierał się do oczka wodnego. Dopiero weterynarz po zrobieniu zdjęcia powiedział mi, a potem pokazał, że tuż przy kręgosłupie jest kawał śrutu. Spowodowało to poważne podrażnienie nerwów, przez co kociak nie miał władzy nad tylną częścią ciała. Po dość długiej terapii, Pluszak może już chodzić, choć prawą tylną łapę wciąż stawia z takim... wahaniem. Nie może również skakać i czasem jak się zdenerwuje i zaczyna machać ogonem na boki to mu się tylne łapy rozjeżdżają. Teraz to wygląda trochę komicznie, ale wtedy nie było nam do śmiechu.

Po tych dwóch zwariowanych miesiącach udało się trochę odpocząć. Wyjechałam do Sandomierza, a w zasadzie pod Sandomierz. :) Najmłodszy brat mojej mamy przeniósł się z rodziną do Sokolników. To taka całkiem spora wieś na obrzeżach Sandomierza. Co prawda Ojca Mateusza nie udało nam się spotkać :) za to samo miasto zrobiło na mnie duże wrażenie i mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę :)

Do Starego miasta weszliśmy przez Bramę Opatowską :)

Oczywiście musieliśmy :) się wdrapać na górę, a tam.... Przepiękna panorama miasta! :)

Wędrowaliśmy również po rynku....

Dotarliśmy do Zamku. Na jego dziedzińcu można nie tylko podziwiać piękny widok na Wisłę. Znajdują się tam również miniatury kilku najważniejszych sandomierskich zabytków.

Dom Długosza

Ratusz

Kościół Św. Jakuba (w którego wnętrzu, a dokładniej w posadzce, znajduje się odcisk miecza Krzyżowca)

Zamek Kazimierzowski

Niestety w czasie kiedy my tam byliśmy, wiele z tych zabytków było zamkniętych dla zwiedzających, ale olbrzymią przyjemność sprawiały nam już same spacery uliczkami Sandomierza. Obejrzeliśmy miecz Krzyżowca w Kościele Św. Jakuba, a później zawędrowaliśmy do Wąwozu Św. Jadwigi Królowej. Marsz pośród korzeni drzew.... Coś niesamowitego!!!! :D

Wieczór przed naszym wyjazdem był szary, ponury i pochmurny. Na szczęście tuż przed zachodem słoneczko przebiło się przez chmury i zobaczyliśmy tęczę :D Piękne "pożegnanie" ze strony przyrody :)

Mam tylko nadzieję, że za rok uda nam się znów tam pojechać :)